0

Serial Obi-Wan Kenobi – hit na miarę sagi „Gwiezdnych Wojen”, czy kolejny „zapełniacz” platformy Disney+?

Share

Serial Obi-Wan Kenobi to jedno z najbardziej wyczekiwanych przez fanów uniwersum Gwiezdnych Wojen widowisko w ciągu ostatnich lat. Zapowiadany początkowo jako film pełnometrażowy, ostatecznie został zredukowany do roli 6 – odcinkowego serialu. Czy spełnił oczekiwania fanów i czy warto poświęcić czas na jego obejrzenie?

Obi-Wan Kenobi – zagmatwana historia powstania serialu

Pierwsze wzmianki o solowym filmie jednej z głównych postaci sagi Star Wars pojawiły się już w 2017 roku. Początkowo miał być kolejnym, po „Łotrze 1” i „Hanie Solo” spin-offem z serii „Gwiezdne Wojny – Historie”. Plotki, podsycane przez samego Georga Lucasa głosiły, że opowieść o jednym z najważniejszych Jedi jest tak obszerna, że nie pomieści jej jeden film: potrzebna jest trylogia, na miarę głównego kanonu filmowego.

Obi-Wan Kenobi recenzja
Obi-Wan Kenobi recenzja / Disney+

Han Solo, pomimo pozytywnego odbioru publiczności, okazał się jednak najmniej dochodowym filmem z dotychczas wyprodukowanych. Dla Disneya był to sygnał, że formuła spin-offów nie przyniesie spodziewanych zysków. Projekt przesunięto, a nadejście pandemii i zamknięcie kin ostatecznie przesądziły o losie produkcji. Obi-Wan Kenobi stał się mini serialem, który miał być jedną z głównych wizytówek nowo powstałej platformy cyfrowej Disney+.

Czy serial może być tak dobry, jak film?

Wieloletnie oczekiwania fanów na solową opowieść o Obi-Wanie, spotęgowane plotkami i marketingiem sprawiły, że widzowie mieli zbyt wygórowane wymagania do powstającego serialu. Mając w pamięci superprodukcje Gwiezdnych Wojen, widzowie spodziewali się czegoś co najmniej na miarę „Skywalker Odrodzenie”. Niestety, formuła filmu, dostosowana do „małego ekranu”, okrojony budżet, aż wreszcie upychanie na siłę pobocznych wątków, które „ciepło zostały przyjęte przez grupę testową” sprawiły, że wierni fani klasycznego uniwersum doznali gorzkiego rozczarowania.

Serial toczy się w duchu pierwotnej, starej trylogii, jednak brak mu logiki, poukładania tematów i ducha walki, dla których rzesze publiczności nawiedzały kino. Czas przeznaczony na 6 odcinków został wypełniony wątkami pobocznymi, przeciągającymi się scenami ucieczek (z których krytycy filmu zaczęli tworzyć memy), oraz nic nie wnoszącymi dialogami, niepotrzebnie obciążającymi uwagę widza. Bez nich fabuła potoczyłaby się wartko, a z serialu mógłby powstać całkiem znośny, trzygodzinny film, który pod względem logiki (lub w niektórych momentach również jej braku) nie ustępowałby najnowszej trylogii Gwiezdnych Wojen, notabene też w wielu wątkach co najmniej niespójnej.

Sprawdź również recenzję filmu Elvis

Obi-Wan Kenobi bez spoilerów

Odrzucając jednak nadmierne wymagania, jakie na wstępie zostały postawione widowisku, serial ogląda się całkiem dobrze. Nie jest to nowatorskie dzieło w stylu „Księgi Boby Fetta”, tylko klasyczny, skupiający się na głównym bohaterze serial, z powolnie rozwijającą się akcją, która w kolejnych odcinkach przyspiesza, by na koniec spełnić oczekiwania widza, ofiarowując mu tą jedną, niezapomnianą scenę walki. Fani znajdą w serialu liczne nawiązania do innych produkcji, niekoniecznie z głównego nurtu sagi, takich jak serial „Star Wars – Rebelianci”, a niektóre sceny filmu zostały wręcz skopiowane z gry „Upadły Zakon”. Widzowie, którzy nie oglądali jednak „Rebeliantów”, a Gwiezdne Wojny znają wyłącznie z kanonu dziewięciu filmów, nie będą czuli dyskomfortu podczas oglądania, ponieważ wątek serialu jest tak poprowadzony, że łatwo domyślić się, kim są na przykład Inkwizytorzy i jaki cel im przyświeca.

Serial miał skupić się na pokazaniu widzom, w jaki sposób Obi-Wan Kenobi z przywódcy rebelii stał się odludkiem i „dziwakiem”, pokazanym w „Nowej Nadziei”. Przemiana bohatera od pogrążonego w depresji byłego Jedi, pracującego w podłych warunkach za przysłowiową „miskę ryżu”, do wojownika, który musi przezwyciężyć nie tylko własne ograniczenia, ale również – po raz kolejny – swojego byłego ucznia, który przez dziesięć lat nauczył się władać ciemną stroną mocy, udała się raczej średnio. Twórcy miejscami zbyt nachalnie pokazywali wahania i twórczą niemoc głównego bohatera, wprost niemiłosiernie przedłużając te sceny. Pewną miłą odmianę stanowiły relacje Bena z małą Leią Organa, której postać, pomimo ciągłych ucieczek nie wiadomo po co i gdzie, ożywiła serial i nadała mu tempa.

Zobacz także o czym jest Ród smoka

Historia o Obi-Wanie – czy warto poświęcić czas na oglądanie?

Serial „Obi-Wan Kenobi”, pomimo fatalnych recenzji zebranych od rozczarowanych miłośników Gwiezdnych Wojen, jest miłą odmianą po „Księdze Boby Fetta”, w której zarówno sposób opowiadania historii, jak i poprowadzenie scenografii daleko odbiega od klasycznych filmów Star Wars. Jako ekino TV uważamy, że Obi-Wan to klasyczna opowieść o znanym i lubianym bohaterze, który – załamany po klęsce swojego zakonu, zaszył się na pustyni, obsesyjnie pilnując młodego Luka, z ułudną nadzieją, że kiedyś zostanie on jego uczniem. W sytuacji zagrożenia musi zmobilizować wszystkie siły, by z powrotem znaleźć sens życia i połączyć się z mocą. Pomimo wspomnianego już powolnego tempa w pierwszych odcinkach serialu lub braku logiki w poczynaniach niektórych bohaterów, warto przymknąć oko na niedociągnięcia i po prostu delektować się kolejną opowieścią o przygodach mistrza Jedi, który po upadku podnosi się i ponownie łączy z jasną stroną mocy.