0

Gromem i miłością, czyli Thor po raz kolejny

Share

Filmy z uniwersum Marvela mają swoich fanów oraz zagorzałych przeciwników. W pewnym momencie Marvel zaczął wypuszczać tyle filmów, że stały się one dość nudne, ponieważ przy większości z nich, już przed wejściem na salę kinową, było wiadomo czego widz może się spodziewać. Jednak sam Marvel, nie boi się również eksperymentować, i perypetii swoich bohaterów, nie boi się oddawać w ręce różnych reżyserów, również tych bardziej nieszablowych. Jednym z nich jest Taika Waititi, który swoim pierwszym filmem o Bogu Piorunów, wniósł do uniwersum Marvela swój unikany styl oraz dużą dawkę, dobrej jakości, poczucia humoru. Film był na tyle dobrze przyjęty, że również kolejna historia, w której bohaterem jest Thor, została oddana w ręce Waititiego. Czym tym razem również się udało? Zapraszam do recenzji.

Ragnarok już był, pora na Ragnarok na sterydach

Thor ponad pięć lat temu stracił swoich kolegów, z którymi razem walczyli z potężnym Thanosem. Boga Piorunów kosztowało to bardzo wiele zdrowia psychicznego oraz … brzuszka. Wszystko to sprawiło, że on sam zaczął w siebie wątpić. Najnowszy Thor zaczyna się w momencie, w którym nasz bohater postanawia wziąć się za siebie, a to znaczy spalić zbędne kilogramy i po raz kolejny stać się gościem na widok którego kobiety mdleją. W towarzystwie Strażników Galaktyki, Thor odwiedza planetę po planecie, aby pomagać tym którzy go potrzebują. W pewnym momencie na jego drodze staje Gorr, którego celem jest zabicie wszystkich bogów, a następnym jego przystankiem jest dom naszego bohatera, czyli Nowy Asgard. Thor oczywiście nie może stać bezczynnie i widząc, że może być to również bardzo dobra okazja do tego, aby odzyskać swoją reputację, postanawia powstrzymać Gorra.

Recenzja Thor miłość i grom
Recenzja Thor miłość i grom / Marvel Studios & Walt Disney Pictures

Pomimo że Thor: Miłość i Grom, jako materiał źródłowy wykorzystuje komiksy, to jednak nie jest ich wierną adaptacją. W rysunkowych dziełach Jasona Aarona, Gorr, jako główny czarny charakter, stoi niejako w centrum całej opowieści. W najnowszym filmie o Bogu Piorunów jest zupełnie inaczej.

Thor Waititiego

Styl Taika Waititiego, nie odpowiada każdemu i identycznie będzie w przypadku filmy Thor: Miłość i Grom. Thor jest pokazany w zupełnie innym świetle, niż jako niemal idealny heros. Zazdrość, stara miłość, poczucie bliskości. Właśnie na te aspekty kładzie nacisk reżyser. Thor szuka bliskości, chce kochać i być kochanym. Co ciekawe, wszystkie te pragnienia, można przypisać nie tylko Bogowi Piorunów, ale niemal każdej postaci, występującej w filmie, choć niektóre z nich się w tym bardzo pogubiły.

Banner eKino PL TV

Skądinąd poważne prawdy życiowe przeplatają się w najnowszym dziele Waititiego, z dużą dawką, dość lekkiego, poczucia humoru. Oglądając film co chwilę człowiek wybucha śmiechem, choć trzeba przyznać, że nie każdy żart w filmie jest udany. Dużą wartością nowozelandzkiego reżysera jest umiejętność naturalnego wprowadzenia zabawnych momentów do opowiadanej historii. Żaden gag, umieszczony w filmie nie wydaje się być umieszczony w nim na siłę, co tylko udowadnia jak zdolnym reżyserem i scenarzystą jest Waititi.

Sprawdź również recenzję serialu Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy

Hemsworth i spółka

W rolę przeciwnika Thora, Rzeźnika Bogów, wciela się Christian Bale, który w swojej roli jest absolutnie fenomenalny. Jedynym minusem jego występy jest dość skromna jego ilość na ekranie. Gorr wizualnie, jest zupełnie inny niż w komiksie, co jednak dla widza nie powinno mieć żadnego znaczenia. Rzeźnik Bogów jest bardzo prawdziwy w tym, co mówi, a Bale nadaje mu głębi, przez którą nie jesteśmy wstanie go w 100% nienawidzić. Wręcz przeciwnie, zaczynamy go rozumieć!

Reszta aktorów spisuje się po prostu dobrze. Natalie Portman, powraca do roli Jane Foster, aby stać się Potężną Thor. Jej chemia z Hemsworthem jest bardzo odczuwalna na ekranie, dzięki czemu relacja Jane-Thor nabiera zupełnie nowego charakteru. Hemsworth jak zawsze sprawdza się w roli nordyckiego boga znakomicie. Wisienką a torcie jest występ Russella Crowe’a, który wcielił się w Zeusa. Jego kreacja jest niezwykle zabawna, choć krótka.

Grzmot, czyli wizualnie i wokalnie

Thor: Miłość i Grom jest wypełniony efektami specjalnymi, jak praktycznie każdy film ze stajni Marvela. Same efekty specjalne są po prostu dobre, czyli takie jakich należy oczekiwać po filmie, który na efektach się opiera.

Zdaniem ekino na osobny akapit zasługuje ścieżka dźwiękowa filmu. James Gunn w swoich Strażnikach Galaktyki ustanowił poprzeczkę niezwykle wysoko, jednak to film Waititiego będzie wymieniony jako ten, który ma najbardziej odjechaną ścieżkę dźwiękową w historii całego uniwersum. Kawałki zaproponowane przez reżysera praktycznie idealnie wpasowują się w to co widzimy na ekranie, a gdyby pozbyć się dialogów, można by dojść do wniosku, że mamy do czynienia z niesamowitym teledyskiem. W Thor: Miłość i Grom, królują przeboje Axla Rosa i spółki, dlatego, jeśli ktoś jest fanem Guns N’Roses, na seans powinien wybrać się obowiązkowo.

Zobacz także czy warto obejrzeć serial Sandman

Banner eKino PL TV

Czy kolejnego Thora warto obejrzeć?

Thor: Miłość i Grom, pomimo że jest filmem akcji, wydaje się nieść ze sobą większą wartość niż to co widzieliśmy do tej pory w większości akcyjniaków Marvela. Reżyseria Waititiego dla niektórych będzie zaletą, dla innych zaś wadą. Jeśli podobał Wam się Ragnarok, na kolejnej części będziecie bawili się równie dobrze. Jeśli Ragnarok był dla Was dziwny, najnowsze film o nordyckim bogu tego nie zmieni.